O artystach i krytykach

Popularny w świecie krytyków sztuki slogan, jakoby nieważnym było co się maluje, ważne tylko jak – jest fałszywy i dewastujący każde twórcze przedsięwzięcie. „Jak” jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym, jest tylko wartością instrumentalną zorientowaną na „co”. Owym sloganowym „co”, czyli przedmiotem dzieła nie jest zresztą koniecznie obiekt przedstawiony w dziele. Ten – o ile w ogóle istnieje – może być tylko pretekstem, a właściwy przedmiot dzieła może być rozmaity: światło, treść bliska tekstowi pisanemu, symbol, uczucie i wiele innych.
Tak właśnie pojmuję ową prawdę, której chcę być wierna.
Często spotykane w świecie akademickich artystów odwołanie do szoku i kontestacji jako wartości samych w sobie, jako właściwych przedstawień dzieła artysty – to właśnie przykład takiej dewastacji obrazującej nędzę przede wszystkim (ale nie tylko) intelektualną, smutne głupstwo wywołane pomyleniem przyczyny ze skutkiem. Wszak wstrząs i sprzeciw to tylko skutek przedsięwziętego działania. I nic ponadto.
Sztuka i świat

Siedzimy głęboko w platońskiej jaskini, zajęci swoją niemożnością, niewiedzą, pustką i nieszczęściem. Widzimy tylko brudne i szare cienie rzeczywistości. Pozornie jest nam z tym dobrze, bo innego świata nie znamy. Metafizycznie rzecz ujmując nie możemy wyjść z tej (w platońskim jej rozumieniu) jaskini bo byśmy całkiem poza nią oślepli. Jednak gonieni tęsknotą możemy intuicją, wiarą i twórczością wychylić się choć trochę doznając światła i koloru. To właśnie czynię malując obrazy.
Maluję jasnymi i czystymi farbami. Uważam, że czyste kolory tęczy to jakby białe światło rozszczepione przez pryzmat życia i miłości. Kiedy staramy się je nadmiernie mieszać brunatnieją, szarzeją i zamierają w czerni. Często niesłusznie uważa się, że ciekawe i godne uwagi jest tylko to, co, pomieszane, pogmatwane, zszarzałe od cierpienia i samotności. Przybici fałszywą manierą nie mamy odwagi dostrzec, że to, co dobre, pełne miłości i radości, jest właśnie kolorowe i ciekawe, mimo, że często okupione cierpieniem. To jest świat, w którym rodzi się i zmartwychwstaje Bóg, istnieje miłość, macierzyństwo, bliskość, rozkwita radość i płonie wewnętrzny ogień. Żeby jednak ten świat nie zginął trzeba czasem walczyć ze złem i ocierać łzy cierpienia u bliskich.
Staram się, by moje obrazy były zapisem świata, w którym istnieją Dobro i Zło, świata, w którym urodził się i zmartwychwstał Bóg, ale istnieje też Diabeł. W tym to świecie możliwy jest każdy cud. Wzajemne relacje między ludźmi i zwierzętami mogą rodzić miłość, szczęście, harmonię i spełnienie. Kiedy jednak słuchamy podszeptów Złego, możemy przeżyć bolesne rozstanie, choroby duszy, opętanie, a nawet ból i rozpacz wiecznego potępienia. Podlegamy temu wszyscy: ludzie i zwierzęta – Każdy na własną miarę.
Zwierząt jest dużo na moich obrazach. Podobnie w życiu – jako członkowie naszej rodziny – wraz z ludźmi – chcą być otoczone miłością i szacunkiem, co staramy się czynić.
